a

Aproksymatywno-Losowy Model Sprzątaniowy

Nasz dom sytuuje się gdzieś w środku spectrum rozpiętego pomiędzy porządkiem a bałaganem, oddając lepiej niż cokolwiek innego moją wrodzoną tendencję do bałaganienia oraz (o dziwo!) niewykluczającą się z nią sympatią do późniejszego układania, jako że te dwie cechy występują we mnie równocześnie i raczej nieodwołalnie. Taki dynamiczny model.

Model ten jest zorientowany na satysfakcjonujący pułap porządku (taki mniej-więcej, czyli aproksymatywny), a jednocześnie niedbały w szczegółach – każdy kto kiedykolwiek u mnie był, wie doskonale jak to wygląda, tzn. ogólnie jest schludnie i nie ma przeładowania, ale rzeczy wystają z szuflad albo jakieś zabawki są rozsypane, a ubrania nie zawsze poskładane. Sytuacja ulega ponadto gwałtownym zmianom: w pięć minut z ogólnie schludnego pomieszczenia może zrobić się pobojowisko.

Odkąd zamieszkaliśmy na większych metrażach, wyzwanie skrystalizowało się. Jak z jednej strony mieć zasadniczo posprzątane bez wysiłku, a z drugiej strony nie katować się wyrzutami sumienia, że nie jest posprzątane dokładniej i że „jeszcze jest mnóstwo do zrobienia w piwnicy”? Na gruntowne porządki nie mamy przecież nigdy czasu z naszą trójką, a jeśli mam być szczera, to każdemu z nas trochę też szkoda na nie czasu. Mamy jednak dom, za który odpowiadamy, i trzeba nim mądrze zarządzać. To jest dom, w którym wszyscy trochę bałaganią i potrzebna jest strategia, aby było czysto, ale też aby nie latać nieustannie z przysłowiową szmatą, bo życie jest za krótkie.

Wpadłam na pomysł losowania jednego pomieszczenia dziennie, które dokładniej sprzątam w dany dzień, a o innych nie muszę myśleć. Po paru tygodniach testowania tej strategii byłam zadowolona, ale nie wiedziałam co zrobić z kuchnią, pomieszczenia najczęściej używanego i z jednej strony sprzątanego na bieżąco, ale jednak w międzyczasie zarastającego brudem tu i tam. Ulepszyłam więc system i dodałam jeden element stały: losuję różne pomieszczenia przez cztery dni w tygodniu, a piątek jest zawsze poświęcony kuchni. To świetny dzień na kuchnię, bo wtedy w lodówce jest już mniej produktów na półkach i można sobie je przesegregować pod względem przydatności przed sobotnim gotowaniem z resztek i nowymi zakupami. Potem w sobotę jeśli nie mamy za dużo czasu (najczęściej nie mamy) to tylko myjemy WC i odkurzamy. Ta-dam. Dom jest w miarę ogarnięty.

Co dokładnie robię gdy już wylosuję jakieś pomieszczenie? Rzucam okiem co jest na tę chwilę potrzebne. Czasem trzeba posegregować szpargały, wynieść zimową garderobę, zetrzeć kurze, niekiedy zmienić i wyprać narzutę, firany czy pościel. Czasem jest czas, by umyć okna i drzwi. Zazwyczaj staram się wyrzucić lub oddać choćby jedną małą rzecz.

Dzięki aproksymatywnemu systemowi nie mam globalnych zaległości w sprzątaniu i nie mam obaw przed otwieraniem jakiejś szafy czy zakamarka, bo mniej-więcej mam świadomość czego się tam spodziewać. Gości u nas często miły nieład (nic na to nie poradzę, sama do niego przykładam rękę), ale wiem, że to nie jest bynajmniej koniec świata i wiem, że przed kolejnymi Świętami nie będziemy musieli przeżywać kataklizmu gruntownych porządków.

Brak komentarzy

Napisz komentarz