Co te dzieci z nami robią?

Dużo atramentu zużyto na opisanie tego, w jaki sposób dzieci zmieniają nasze życie. Zmieniają nasze ciała, wywracają nasze grafiki do góry nogami, rujnując nadmuchane ego dawnych ekspertów zarządzania czasem, którzy nagle stali się chaotycznymi rodzicami.  Sprawiają, że wielu z nas, letnich millenialsów, nabiera gorączkowej temperatury dla jakiejś sprawy w procesie obierania filozofii rodzicielstwa i wdrażania sobie właściwych technik przetrwania. Nasze dzieci wyciągają na światło dzienne zarówno nasze mocne jak i słabe strony i pracowicie eksploatują je, tak, że nie ma przeproś.

Zauważyłam kilka innych zmian,, które zawdzięczam moim dzieciom. To zmiany w postrzeganiu, które – mam nadzieję – sprawiły, że jestem bardziej wyczulona na rzeczywistość w której żyją lub żyli inni ludzie.

  1. Stając się rodzicem, prawie od razu poczułam solidarność z innymi rodzicami, włącznie z tymi, których pociechami zajmowałam się w charakterze opiekunki lata temu, gdy byłam jeszcze singielką. Kilka tych rodzin stosowało metody, które wydawały mi się co najmniej dziwnie. Teraz w końcu rozumiem, skąd się one wzięły. Rozumiem, dlaczego rodzice traktowali drzemkę dziecka jako absolutny priorytet (tak tak, dzieci są zmęczone i rozdrażnione bez drzemki, a poza tym my rodzice potrzebujemy jakiejś ilości czasu na zebranie myśli). Teraz już doskonale rozumiem, dlaczego jeden tatuś, który był wytrawnym kucharzem (nagrywał nawet filmiki promocyjne o gotowaniu premium) zawsze kazał mi podawać córce na obiad makaron z ketchupem, ku mojemu starannie maskowanemu zgorszeniu. Teraz to rozumiem, że była po prostu niejadkiem i zawód wykonywany przez tatę nie zmieniał sytuacji ani o jotę. Teraz też rozumiem, że gdy karmi się dziecko piersią, to maluch trzyma nas niejako na smyczy. Akurat to było bardzo trudne do zrozumienia z perspektywy babysitterki. Myślałam sobie „biedna kobieta, nie ma wystarczająco determinacji i nie wpoiła dziecku żadnego rytmu dnia”. Reasumując, mając własne dzieci, czuję większą solidarność i zdecydowanie mniej oceniam po pozorach czy pojedynczym zachowaniu.
  2. Dzięki temu, że jestem mamą, uczę się innego poziomu szacunku do ludzi, ponieważ jestem w stanie wyobrazić sobie ich najwcześniejsze lata. Teraz wiem, że do wychowania dzieci potrzebna jest cała wioska, oraz mnóstwo troski i miłości zanim dziecko poczuje wiatr w skrzydłach i będzie gotowe do lotu. Czasami patrzę na jakiegoś studenta lub studentkę i wyobrażam sobie tę osobę jako dziecko. Wyobrażam sobie jak mama się o nią troszczyła, karmiła ją, jak tata brał ją do garażu lub do piwnicy, żeby coś pokazać, i oboje mieli nadzieję, że dziecko wyrośnie na kogoś przyzwoitego i odnoszącego sukcesy w życiu.
  3. Gdy odkryłam piękno rodzicielstwa, uświadomiłam sobie jakim kruchym bytem jest człowiek I jak łatwo go zniszczyć. Pamiętam rozmowę z dyrektorem muzeum obozu koncentracyjnego  Mówił, że zawsze było mu trudno oprowadzać gości w obozie i stawać twarzą w twarz z okrutnym losem więźniów. Skala tych zbrodni jest nie do pojęcia. Dodał jednak, że po tym gdy narodziło mu się dziecko, te emocje jeszcze się wzmocniły tak, że ledwo mógł znieść wizyty w muzeum obozowym.  Gdy doświadczy się piękna rodzicielstwa i człowiek uświadomi sobie, jak niewinne i bezbronne są dzieci, to jakiekolwiek zetknięcie się z okrucieństwem będące udziałem istot ludzkich otwiera krwawiącą ranę w sercu.
  4. W końcu, trochę bardziej prywatnie, przyznam, że to fascynujące obserwować jak się zmieniłam dzięki każdemu z naszych dzieci. Pierwszy syn narodził się, gdy miałam 31 lat. Kochałam go od początku, ale i tak odczuwałam irytację brakiem kontroli nad nową sytuacją. Zorientowałam się, że przez niemowlaka wszystkie plany mogą wziąć w łeb. Jeśli w akcie desperacji udajemy, że można żyć jak dawniej, to są duże szanse na to, że doznamy wielkiej frustracji albo, co gorsza, dziecko ucierpi na tego rodzaju nastawieniu (chyba że akurat ktoś ma taki układ, że ma opiekunkę, sprzątaczkę i kucharkę, które są w stanie go zastąpić. Ja nie miałam). Tak naprawdę nie wiedziałam jak pogodzić harmonijnie moje potrzeby z potrzebami dziecka i miałam wrażenie, że, owszem, jestem zajęta, ale niezbyt produktywna. Gdy narodził się nasz drugi syn, życie stało się jeszcze trudniejsze, ALE była to zmiana na lepsze. Czułam się o wiele bardziej kompetentna i klepałam się po ramieniu pod koniec każdego kolejnego dnia, który „przeżyłam” z dwójką dzieciaków, których dzieli tylko 20 miesięcy. Ten moment był kamieniem milowym na mojej matczynej drodze. W końcu zrozumiałam, że zapewniam dzieciom coś więcej niż opiekę – dla moich synów byłam całym światem. Poczułam się niezastąpiona. Kiedy do braci dołączyła siostrzyczka, nauczyłam się doceniać te najwcześniejsze etapy niemowlęctwa. Wiedziałam, że one nie trwają wiecznie. Już tak nie narzekałam. Dziękuję Bogu za każdy dzień z dziećmi chociaż jestem wiecznie niedospana.

 

Chwilami, kiedy świat wymyka się spod kontroli, wyobrażam sobie, że występuję w jakiejś komedii i w duchu kulam się ze śmiechu w samym środku dziecięcego tornado.

 

I co te dzieci z nami zrobiły? Czuję się z jednej strony starsza i mądrzejsza, a z drugiej strony jak aktorka kabaretowa. I tak codziennie.

Brak komentarzy

Napisz komentarz