08 mar Wiersze z Montrealu
Mały powrót do przeszłości, czyli garstka wierszy “kanadyjskich”.
(2004) Adveni, amavi
To nie ciebie, miasto-wyspo
Kochałam, nie twoje szare brukowane
alejki i ciemne pomniki
Nie w twoich ramionach
szukałam schronienia
Przybyłam
Jakże niezręcznie opiewać mi teraz
tę przybraną miłość do ciebie
Rano, gdy budzę się do twojego światła
i wyciągasz do mnie ramiona
Pozwalam ci uwodzić mnie
dźwiękami i zapachami
koronkami w greckich oknach,
lśniącą taflą Lachine.
Zapatrzona zapominam choć na chwilę,
Miasto-wyspo, dlaczego przybyłam
Dziękuję
(2005) Bez tytułu
Nie okiełznam cię, świecie
nie zdołam ogarnąć
próbując po kawałku codziennym
z rozumem czy z rozmachem
Zawsze będzie to moje ja
ograniczone, choćby i nawet
wspięło się nieco wyżej
po nici z tuniki Pana Boga
Nie okiełznam cię, świecie
nie zdołam nazwać kosmosem
poukładać i poczuć święty spokój
Tak jak nie obejmę konarów drzewa
z wiatrem grającym na liściach
Nie ogarnę cię, więc tylko powoli
krok po kroku, próbuję
towarzyszyć jak wierny pies u nogi
(2006) Rozedrganie
Kim jestem? – struną napiętą
Raną żalu rozdartą
O każdy moment się biję
W twarzy ściągniętej
W ciele o rytmie staccato
Mieszka mój żal – przepastny
Tak nagle spadł na mnie, jątrzący
Drążący we mnie powagę
Niechcianą, bo taką napiętą
A mądrość nie jest napięciem
Lecz nitką długą, swobodną
Chciałabym kiedyś, gdzieś
Poczuć ją opuszkami
(2007) Powrót
Jestem już – uspokajam ich
na powierzchni, wdrapałam się
po dantejskich ścieżkach podziemnych
wśród mrocznych zakamarków
po wąskich wydrążonych szlakach
Nie samą solą żyje człowiek
Tu śnieg przytulił mnie, przywitał
Pod białym puchem łatwiej zapomnieć
o podziemnym, ciemnym szybie
odkryć nadziemne konstrukcje
architekturę otwartą
Jak dobrze
Solny pył wżera się w skórę, do łez
Ale oczyszczę się, obmyję
Jestem już – uspokajam ich
w przestrzeni nieograniczonej
– uspokajam siebie
Brak komentarzy